Koronawirusowe oszczędności dla pracownika i pracodawcy

01.06.20
clock 5 min.
Joanna Sieradzka Joanna Sieradzka

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy tysiące Polaków przeszło w tryb pracy zdalnej. Niektórzy już wracają do biur, inni nadal pracują z domu. Czy praca z własnego salonu oznacza więcej pieniędzy w kieszeni pracownika czy pracodawcy? Na czym konkretnie oszczędzamy?

Nigdy dotąd praca zdalna, czyli tzw. home office, nie była tak powszechna jak teraz, w czasie pandemii koronawirusa. Według danych z końca 2019 r. 36% pracowników miało możliwość korzystania z pracy zdalnej. W maju bieżącego roku, jak wynika z sondy serwisu Prezentmarzeń, obecnie aż 66% respondentów – ze względu na zagrożenie COVID-19 – pracuje z domowego zacisza. Niejednokrotnie zamykane są całe, liczące setki metrów kwadratowych, biura. Część firm już zachęca pracowników do powrotu, część ściąga tylko tych absolutnie niezbędnych, a niektóre z góry założyły, że ich załoga nie pojawi się przy biurkach aż do końca sierpnia 2020 r.

Pandemiczna rzeczywistość pociągnęła za sobą ogromne koszty na wielu polach, w tym także dla pracodawców: zakup niezbędnego oprogramowania, wdrożenie go, cała organizacja pracy zdalnej z zachowaniem odpowiednich wymogów higienicznych, środki dezynfekcyjne i inne… to wszystko wydatki, których próżno szukać w budżetach na 2020 r. Czy można w ogóle mówić o jakichkolwiek oszczędnościach związanych z tym, że pracownicy zostają w domu?

Oszczędności pracownika

W przypadku pracownika odchodzą wydatki na transport: paliwo, bilety komunikacji miejskiej czy bilety parkingowe. Do tego należy dodać obiady, kanapki i kawę na wynos, jeśli korzystaliśmy z tych popularnych usług. Oszczędzamy też coś bardzo cennego – czas, który przeznaczaliśmy na dojazd do biura. Nawet osoby, które nadal pojawiają się w swoich miejscach pracy, mogą – dzięki mniejszemu ruchowi ulicznemu – liczyć na szybsze dotarcie na miejsce, a tym samym dłuższe popołudnie.

W skali kilku miesięcy godzina dziennie okazuje się być ogromnym profitem – możemy później wstać lub nieco wcześniej zacząć pracę – realnie mamy więcej czasu dla siebie. Łatwiej też zorganizować domowe posiłki, tańsze niż te w biurowej kantynie.

Oprócz tych oszczędności wzrośnie z drugiej strony zużycie prądu i wody, co znajdzie swoje odbicie w rachunkach. Zwiększymy też konsumpcję kawy, herbaty i… jedzenia – ponoć ograniczone możliwości przemieszczania się i długofalowa praca z domu zachęca do częstszego odwiedzania lodówki. Jeśli dotąd nie posiadaliśmy szybkiego łącza internetowego, a pracodawca nam go nie zapewnia – to kolejny koszt, który można dopisać do rachunku koronawirusa. A szybkie i stabilne łącze internetowe jest uznawane za niezbędnie przez niemal 70% pracowników zdalnych.

Ile na HO zaoszczędziłaby firma?

Na blogu Subiektywnie o finansach pojawiła się interesująca analiza dotycząca tego, gdzie znaleźć można symulację oszczędności, jakie może wygenerować mała, średnia i duża firma przy założeniu, że całkowicie przeniosłaby swoją działalność do domów pracowników (bez ujęcia wynajmu powierzchni biurowej). Co więcej, kosztorysy zakładają cięcie kosztów nie tylko na artykułach spożywczych, ale też na delegacjach czy kolacjach służbowych. I choć ciężko sobie wyobrazić całkowicie zdalne prowadzenie większości biznesów, to jednak analiza daje ciekawy pogląd na oszczędności w związku z kwarantanną.

Nawet 130 tys. zł może zaoszczędzić firma, zatrudniająca powyżej 250 pracowników, gdyby zdecydowała się na przejście na pracę zdalną.

Nadchodzi era gorących biurek?

Coraz częściej pojawiają się głosy, że wielkometrażowe biura w starciu z dobrze zorganizowanym home office są bez szans. Oczywiście stacjonarne open space nie znikną, ale być może, pracodawcy zachęceni dobrą efektywnością pracowników zdalnych, zwiększą możliwość pracy na HO i tym samym ograniczą powierzchnie biur stacjonarnych? To może być początek popularności trendu znanego jako hot desking, czyli miejsc pracy nie przypisanych do konkretnej osoby, a zajmowanych w zależności od potrzeb przez pracownika, który akurat przyjdzie do biura.

O tym zjawisku pisaliśmy tutaj.

Czego może nauczyć nas kwarantanna? Być może w ostatecznym rozrachunku okaże się, że część wyjazdów służbowych nie jest konieczna, a szkolenia czy konferencje mogą częściej odbywać się online. Może się wówczas okazać, że bardziej będzie opłacało się wynajmować auta służbowe w zależności od potrzeb, zamiast utrzymywać flotę.

Przeanalizowanie sytuacji firmy pod takim kątem stanowi ciekawy przyczynek do dyskusji o wizji biznesu po erze koronawirusa.

Na długofalowe efekty pandemii i ewentualne zmiany w charakterze świadczenia pracy przyjdzie nam zapewne jeszcze trochę poczekać, ale już teraz widać sporo obiecujących trendów i zmian, które być może pozostaną z nami na dłużej.