Giggersi to pracownicy tymczasowi, wolni strzelcy, którzy nie wiążą się umową o pracę z jednym konkretnym pracodawcą, tylko wykonują zlecone zadania oraz realizują projekty dla kilku pracodawców. Termin gig economy pojawił się wraz z początkiem XXI wieku w Stanach Zjednoczonych, gdzie obecnie z tej formy zatrudnienia korzysta prawie 55 mln pracującej populacji i liczba ta intensywnie rośnie.
W Unii Europejskiej liczba osób pracujących w ramach umów tymczasowych w latach 2000-2014 wzrosła dwukrotnie, stanowiąc najszybciej rosnącą grupę pracowników. Jednak jako główne źródło dochodu traktuje ją zaledwie kilka procent całkowitej liczby pracowników w krajach rozwiniętych i ponad 10% na tak zwanych rynkach wschodzących. Dla części jest to wciąż jedynie dodatkowe źródło dochodu.
Blaski i cienie gig economy
Rosnąca popularność tego modelu pracy wynika z kilku czynników:
- Elastyczność – ani pracodawca ani pracownik nie są przywiązani do siebie wzajemnie. Pracownik może pracować dla kilku różnych firm, a po skończonej współpracy wybrać oferty z zupełnie innych źródeł. Pracodawca z kolei może zatrudniać ekspertów tylko na czas realizacji konkretnych projektów.
- Pracownicy odczuwają mniejsze znudzenie wykonywanymi obowiązkami.
- Zmniejsza się zagrożenie wypalenia zawodowego.
- Dla pracodawcy znaczącą zaletą tego rozwiązania jest obniżenie kosztów wynikających z zatrudnienia nowego pracownika.
- Firmy nie muszą organizować miejsc pracy dla giggersów, ponieważ w większości przypadków pracują oni zdalnie (a to także obniża koszty po stronie zatrudniającego ich podmiotu).
- Dla przedsiębiorstw jest to również szansa na zwiększenie produktywności bez konieczności zatrudniania nowych, stałych pracowników.
Minusy pracy giggersów:
- brak stałych i pewnych dochodów,
- chwalona wcześniej elastyczność wiąże się niestety z nieprzewidywalnością – pracownicy nie mają pewności zatrudnienia, jak w przypadku umowy o pracę,
- brak benefitów przewidzianych dla stałych pracowników,
- brak świadczeń emerytalnych czy składek zdrowotnych.
Kim są giggersi?
Praca w formie zleceń czy przy realizacji dużych projektów jest korzystnym rozwiązaniem między innymi dla:
- tych, którzy po dłuższej przerwie wracają na rynek pracy, czyli głównie kobiet po urlopach wychowawczych,
- młodych, którzy zaraz po studiach chcą zdobyć różnorodne doświadczenie, ponieważ nie mają jeszcze sprecyzowanej ścieżki kariery,
- osób z problemami zdrowotnymi, które nie mogą podejmować pracy w formie stałego zatrudnienia,
- osób mających stałe zatrudnienie, które chcą dorobić do domowego budżetu,
- specjalistów – tzw. współczesnych nomadów, którzy nie chcą przywiązywać się do jednego miejsca zamieszkania.
Giggersami są zarówno wysokiej klasy eksperci IT, jak i osoby rozwożące jedzenie na zamówienie, kurierzy czy kierowcy Uberów. Choć wciąż dla wielu praca na zlecenie jest traktowana jako stan przejściowy lub dodatkowe źródło dochodu, dynamicznie rosnąca grupa aktywnych zawodowo utrzymuje się właśnie z takiej formy współpracy. Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych w ciągu najbliższych 6 lat odsetek zarabiających w modelu gig economy osiągnie nawet 50% wszystkich aktywnych zawodowo Amerykanów.
O oczekiwaniach pracowników, w tym tych dotyczących umów zatrudnienia, przeczytasz w artykule: Nowe oczekiwania pracowników.
Najliczniejszą grupę osób pracujących w ramach gig economy stanowią przedstawiciele pokolenia millenialsów, „zetki”, a także osoby w wieku przedemerytalnym. Są to – można powiedzieć – reprezentanci dwóch różnych biegunów rynku pracy. Ta ciekawa rozbieżność wiekowa wynika głównie z kondycji rynku pracy. Z jednej strony wiele osób z tych najmłodszych generacji docenia zalety pracy zdalnej, z dowolnego miejsca na ziemi. Nie chcą się wiązać z jednym pracodawcą, ponieważ nad stałość zatrudnienia przekładają niezależność.
Z kolei baby boomers z różnych względów podejmują się pracy na zlecenie. Często wynika to z utraty wcześniejszej posady i kłopotu ze znalezieniem nowej na umowę o pracę lub chęci „dorobienia”.
Nowy trend w gospodarce
Nasza rzeczywistość to ciągła zmiana i niepewność. Po to, aby lepiej funkcjonować na rynku pracy, potrzebujemy umiejętności adaptacji oraz dostosowywania się do zaskakujących, nowych okoliczności. Pandemia jest tego świetnym przykładem. Wydaje się, że nie tylko zwiększyła popularność gig economy, ale również pokazała, że to już nie tylko rozwiązanie czasowe, a w wielu branżach i zawodach – po prostu konieczność.
Dla części osób pracujących w trybie tymczasowym, na kontraktach, jest to wybór. Prowadzą własną działalność bądź są zatrudniani na umowy czasowe. Są ekspertami, którzy chcą mieć możliwość wyboru projektów, w ramach których wykorzystują swoje kompetencje. Charakteryzuje ich mobilność (tzw. współcześni nomadzi), otwartość na nowe rozwiązania, a nie interesuje przywiązanie do jednego tylko pracodawcy.
Z kolei dla innych aktywnych zawodowo taka forma współpracy to po prostu konieczność. Jeśli stracili pracę w wyniku kryzysu związanego z pandemią i mają problem ze znalezieniem stałego zatrudnienia, praca dorywcza, freelancerska jest dla nich jedyną opcją powrotu na rynek pracy. W wielu przypadkach taka forma współpracy z pracodawcami jest jedyną realną szansą na ponowne zatrudnienie, a także uzyskanie nowych kwalifikacji.
Gig economy po polsku
W Polsce giggersów również przybywa, a co za tym idzie pojawiają się platformy, które umożliwiają podejmowanie przez nich kolejnych zleceń. Przykładem takiego miejsca w sieci jest Talentuno. Na stronie internetowej startupu możemy przeczytać, że pomaga on osobom poszukującym pracy oraz firmom poszukującym utalentowanych pracowników. Platforma pozwala na połączenie pracodawców, kandydatów, jak również polecanie kandydatów na konkretne stanowiska, co może skutkować uzyskaniem prowizji. Już ponad 50 milionów osób na całym świecie jest zarejestrowanych na podobnych platformach, które oferują pracę w formule gig.
Źródła: