Czy w biznesie jest miejsce na samowspółczucie?

03.04.24
clock 6 min.
Joanna Dolińska Joanna Dolińska

Angielskie słowo business, w dużym uproszczeniu, etymologicznie wywodzi się z połączenia słowa busy (a wcześniej bisig) – zajęty_a z przyrostkiem –ness pozwalającym tworzyć rzeczowniki odprzymiotnikowe. W swojej istocie oznacza więc przede wszystkim stan zajętości, zaprzątnięcia czymś. Co ciekawe, a być może też w sposób znamienny pokazujące to, do czego od dawna przywiązujemy większą wagę i wartość, słowo busiless, opisujące stan odpoczynku, wolny od pracy całkowicie wyszło już  w angielszczyźnie z użycia. 

Czy zatem w biznesie, utożsamianym z zajętością, pracowitością, przedsiębiorczością, inicjatywą i aktywnością jest przestrzeń dla samowspółczucia? Czy w świecie, w którym coraz częściej stajemy się zakładnikami produktywności, w którym naturalny rytm pór dnia czy roku zastąpił wypchany po brzegi outlookowy kalendarz znajdzie się jeszcze miejsce na wyrozumiałość dla siebie? I na czym w praktyce polegać może w biznesie owo osobliwie brzmiące „samowspółczucie”? 

W tym artykule:
  1. Czym jest samowspółczucie?
  2. Samowspółczucie jako alternatywa dla krytyki
  3. „Zwrot z inwestycji” w samowspółczucie

Czym jest samowspółczucie?

Współczucie to umiejętność współodczuwania, uczuciowa solidarność z innymi. A jednak mimo, że równie ważne wydaje się być okazywanie jej także samemu i samej sobie, dość znamiennie „samowspółczucie” jako słowo oficjalnie nie występuje w Słowniku Języka Polskiego. 

Samowspółczucie (ang. self-compassion) to nic innego jak traktowanie swojej własnej osoby z wyrozumiałością i łagodnością, z jaką potraktowalibyśmy przyjaciela czy bliską osobę w chwili trudności. 

Dr Kristin Neff, amerykańska naukowczyni i światowa liderka w dziedzinie badań nad samowspółczuciem wskazuje jego trzy główne elementy składowe: 

  • życzliwość dla siebie
  • wspólne człowieczeństwo czyli akceptację, że popełnianie błędów, porażki i trudne doświadczenia są nieodłącznym elementem życia 
  • uważność czyli umiejętność zauważania trudnej rzeczywistości taką, jaka jest, bez wyolbrzymiania, ale też i bez bagatelizowania naszego doświadczenia. 

Samowspółczucie to ni mniej, ni więcej niż bycie dobrym_ą dla siebie.

Samowspółczucie jako alternatywa dla krytyki

Dr Neff zwraca uwagę na fakt, że bardzo często do nikogo nie kierujemy tak ostrej krytyki i drastycznych słów, jak pod adresem siebie samych. Dotyczy to zarówno naszej sfery prywatnej, jak i życia zawodowego. Dzieje się tak dlatego, że autokrytyka nie spotyka się ze społecznym potępieniem. W końcu najczęściej słyszmy ją tylko my. 

Samowspółczucie stanowi alternatywę dla owej krytyki – to stawanie po swojej własnej stronie, bycie swoim własnym wsparciem i sprzymierzeńcem, a nie wrogiem. W twardym chwilami świecie biznesu łagodność dla siebie bywa mylona ze słabością, brakiem ambicji czy motywacji. Często pokutuje bowiem przekonanie, że wyrozumiałość w stosunku do własnej osoby to pobłażanie sobie związane z nieadekwatną, zbyt wysoką samooceną czy nawet narcyzem, prowadzące w efekcie do rozleniwiania i spadku efektywności. Surowość dla siebie i innych zdaje się być skuteczną receptą na wysoką motywację i oszczędność czasu, a przysłowiowy „bat nad głową” w postaci kontroli oraz krytyki bywa gwarantem osiągania zamierzonych celów. 

I faktycznie surowa krytyka, skierowana także pod swoim własnym adresem, przynosi efekty. Lecz stanowi inwestycję krótkoterminową. Jest ona bowiem narzędziem motywacji „od” – motywacji negatywnej, ucieczkowej, takiej, której istotą jest uniknięcie kary czy przykrego doświadczenia, jakim bez wątpienia jest owa krytyka. Ponadto, krytyczne nastawienie wobec samego czy samej siebie zwiększa poziom stresu i powoduje uwalnianie kortyzolu, który stopniowo osłabia hipokamp, przez co upośledza między innymi zdolność mózgu do zapamiętywania i uczenia się. Długotrwałe zaangażowanie i satysfakcję z pracy skuteczniej buduje się pielęgnując motywację „ku” – skupioną na docenianiu, celebrowaniu sukcesów i nieodłącznie towarzyszącej samowspółczuciu wyrozumiałości i gotowości na błędy. To właśnie ona daje nam wolność eksperymentowania i  podejmowania ryzyka, które są podstawą kreatywności i nauki.

„Zwrot z inwestycji” w samowspółczucie

Jednym z głównych założeń działań w biznesie jest to, że mają przynosić zysk. A samowspółczucie się „opłaca”, bo korzyści z niego płynących, nie tylko w realiach biznesowych, jest wiele.

W swojej książce „Samowspółczucie” Kristin Neff i Christopher Germer, cytują szereg badań naukowych wskazujących na to, że osoby cechujące się większym samowspółczuciem są „szczęśliwsze i bardziej zadowolone z życia, mają większą motywację, tworzą lepsze związki, cieszą się lepszym zdrowiem, rzadziej odczuwają lęk i przygnębienie. Mają też rezyliencję, czyli odporność psychiczną potrzebną do radzenia sobie ze stresującymi zdarzeniami życiowymi, takimi jak rozwód, choroba, niepowodzenie edukacyjne, a nawet trauma wojenna”.

Ze względów ewolucyjnych nasz umysł wykazuje tendencję do negatywnej polaryzacji – oznacza to, że ma większą łatwość w wychwytywaniu i magazynowaniu w naszej pamięci negatywnych doświadczeń, przy jednoczesnym ignorowaniu tych pozytywnych. Oznacza to, że nasze sukcesy, osiągnięcia, udane projekty przelatują przez nasz umysł niczym przez sito, utrudniając nam świętowanie i uczenie się na podstawie naszych własnych dobrych praktyk. Każdą porażkę za to przeżywamy dużo dotkliwiej i na długo zapamiętujemy jej gorzki posmak. 

Z pomocą w takich sytuacjach może przyjść nam właśnie samowspółczucie. Opiera się ono bowiem na wspomnianej już wcześniej uważności. Nie zamyka nam oczu na problemy, ale uczy akceptować niedoskonałą rzeczywistość i widzieć ją taką, jaka jest. Z życzliwością dla siebie. Dzięki temu wzmacnia także tak potrzebny nam w dzisiejszych niepewnych czasach mięsień rezyliencji. Ćwiczenie samowspółczucia pomaga budować zasoby mentalne umożliwiające stawianie czoła wyzwaniom, podnoszenie się po porażkach, pomaga kultywować optymizm i pozytywne nastawienie nie wzmacniając przy tym perfekcjonizmu ani poczucia bycia lepszym od innych.

Osoby cechujące się wyższym poziomem samowspółczucia są bardziej zwinne emocjonalnie – łatwiej radzą sobie z trudnymi emocjami, takimi jak lęk, rozdrażnienie, wrogość, przygnębienie. Są to także jednostki wykazujące się wyższym poziomem inteligencji emocjonalnej – lepiej reagują na stres, a w podbramkowych sytuacjach rzadziej tracą głowę. Czyż nie takich właśnie pracowników potrzebuje dzisiejszy świat biznesu?