Czy stres może być zaraźliwy?

29.07.24
clock 5 min.
Joanna Dolińska Joanna Dolińska

Wyobraź sobie zwykły dzień w pracy – zaczynasz go w dobrym nastroju, wszystko idzie zgodnie z planem, udaje ci się sukcesywnie, punkt po punkcie, odhaczać najważniejsze zadania. Lecz przy biurku obok ciebie siedzi zestresowany kolega. Przez większość dnia, mimo woli, jesteś świadkiem jego narzekań i utyskiwań. Co chwilę dobiega cię jego podniesiony w rozmowie telefonicznej głos albo mamrotanie do ekranu komputera. Kiedy nie spojrzysz – jego brwi są ściągnięte, czoło zmarszczone, szczęki zaciśnięte. I jeszcze to nerwowe pstrykanie długopisem … 

Powoli czujesz, jak ciemna plama pesymizmu rozlewa się także i na ciebie. Kiedy wychodzisz z biura, nawet nie wiesz, czemu sam_a czujesz podminowanie i przytłoczenie. Brzmi znajomo? Jeśli tak, bardzo możliwe, że to, czego doświadczasz, to tzw. stres empatyczny – nieświadome zarażenie się cudzym stresem. Jak to możliwe?

W tym artykule:
  1. Jak stres może być „empatyczny”?
  2. Architektura empatii - fundamenty
  3. Wyższy poziom empatii

Jak stres może być „empatyczny”?

Jeśli wyobrazilibyśmy sobie to, co często mamy na myśli mówiąc o codziennym stresie – nasze negatywne myśli i trudne emocje –  jako dym z papierosa, to zarażanie się cudzymi emocjami byłoby jak bierne palenie. Mimo że nie doświadczamy go „z pierwszej ręki”, podobnie jak nie sięgamy osobiście po papierosa, chcąc nie chcąc, chłoniemy negatywne emocje, które kłębią się nad cudzym biurkiem niczym nikotynowy dym. Pod koniec dnia pracy wracamy do domu, a nasze ubrania przesiąknięte są ich trującą wonią. 

Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ nasze mózgi są stworzone do tego, by wchodzić ze sobą w interakcje. Od dnia narodzin jesteśmy nastawieni na budowanie więzi, rozpoznawanie emocji, zamiarów i nastrojów osób, z którymi się stykamy. Nasze mózgi rezonują z innymi – synchronizują się łącząc się w jedną wielką sieć. W sensie niemal dosłownym nadają na jednej fali. To z jednej strony umożliwia nam wspólne działanie – gry zespołowe, wspólny taniec czy grę w orkiestrze, współpracę w rozproszonych zespołach. Każdy, kto był kiedykolwiek na masowym koncercie czy meczu piłkarskim, dał pewnie się owej fali ponieść – płynął niesiony przez zbiorową euforię czy wzruszenie, klaskał i skandował w odpowiedzi na pełne emocji okrzyki innych.

Z drugiej, nieco bardziej mrocznej strony, ten sam mechanizm może sprawiać, że falą, która nas niesie staje się stres, pesymizm czy wściekłość. Pcha nas w stronę kolektywnej niemocy, odbiera energię i motywację do działania, rozsiewa stres. Bezwiednie wdychamy jego opary, nawet się nie zaciągając. Zły humor kolegi czy koleżanki z biurka obok nam samym psuje dzień. Żałoba szybko staje się żałobą narodową. A jedna mała przepychanka na wiecu nawet nie wiadomo kiedy przeradza się w masową bijatykę. Dochodzi do transferu emocji, wzajemnie się nimi zarażamy. 

Jak opisuje ten proces Daniel Goleman, „Przenosimy i łapiemy od siebie nawzajem nastroje w ramach czegoś, co urasta do swego rodzaju podziemnej gospodarki psychiki, w której pewne kontakty bywają trujące, inne zaś pożywne i lecznicze. Ta wymiana emocjonalna odbywa się na ogół na subtelnym, niemal niedostrzegalnym poziomie; sposób, w jaki sprzedawca powie nam „dziękuję”, może sprawić, że poczujemy się zlekceważeni, urażeni albo autentycznie mile widziani i cenieni”.

Nasza empatia może być dla nas zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Wszystko zależy od tego, na ile świadomie z niej skorzystamy. A do tego przydatna jest wiedza o jej poziomach.

Architektura empatii - fundamenty

Słowo „empatia” pochodzi od greckiego empatheia, dosłownie „wczuwać się”. Empatia to umiejętność odczuwania i zrozumienia drugiego człowieka, wczucia się w jego sytuację.

Istotny wkład w dzisiejsze rozumienie tego pojęcia, ważny dla zrozumienia procesu zarażania się stresem i trudnymi emocjami, wniosły badania holendersko-amerykańskiego prymatologa Fransa de Waala. Na bazie swoich wieloletnich obserwacji małp, opisał on kilka poziomów empatii, z których to każdy nadbudowany jest na poprzednim. 

Pierwszym, fundamentalnym z nich, jest współodczuwanie – empatia skupiona na uwspólnianiu stanów emocjonalnych i manifestująca się przeze wszystkim poprzez ciało. Odpowiadają za nią w naszym mózgu tzw. neurony lustrzane. Jak sama ich nazwa wskazuje, sprawiają one, że niczym w lustrze „odbijamy” sposób zachowania innej osoby. W sposób automatyczny i instynktowny rejestrujemy, a następnie naśladujemy i częściowo także przeżywamy jej zachowania oraz odczucia jako własne. Niejako mapujemy je na swoje własne ciało. Ten rodzaj empatii prowadzi do synchronizacji na poziomie mimiki oraz mowy ciała, ale też i do wspomnianego już wcześniej zarażania emocjonalnego. Jeśli rozmawiasz z kimś, kto jest smutny, przyjmiesz smutny wyraz twarzy. Jeśli rozmawiasz z kimś, kto jest szczęśliwy i się śmieje, ty też będziesz się śmiać. Taki sposób reagowania jest wrodzony – wbudowany nam przez matkę naturę. Już niemowlęta zaczynają bowiem płakać na sam dźwięk płaczu innych dzieci. Odnotowuje się go zresztą nie tylko u ludzi, ale też i u analizowanych przez de Waala zwierząt. Dla przykładu do synchronizacji podczas ziewania dochodzi nie tylko u homo sapiens, ale też i naczelnych, czy psów.

Zaraźliwość emocjonalna jest formą przystosowania ewolucyjnego. Pełni funkcję ochronną. Owa czujność na drugiego osobnika, zarówno u ludzi, jak i zwierząt, w zaledwie kilka chwil informuje nas o potencjalnym niebezpieczeństwie. Pomagała i nadal pomaga rodzicom lepiej przewidywać potrzeby i dzięki temu skuteczniej opiekować się rozwijającym się potomstwem. Przyspiesza procesy uczenia się i integruje. Dzięki umiejętnemu odczytywaniu mimiki dosłownie w mgnieniu oka potrafimy zbudować z kimś nić porozumienia.  

Celowo wykorzystany, mechanizm zarażania emocjami może stać się ważnym narzędziem w rękach liderów i liderek. Może być potężnym sprzymierzeńcem w wywieraniu pozytywnego wpływu. Na tym polega właśnie siła wielkiego przywództwa – inspiruje do działania poprzez zarażanie innych optymizmem, nadzieją i motywacją. Badania pokazują, że nastrój osób o bardziej ekspresyjnym usposobieniu udziela się osobom bardziej powściągliwym w okazywaniu emocji. To osoba z większą siłą ekspresji nadaje „emocjonalny ton interakcji”, jak nazywa to Goleman.

Niestety zaraźliwość emocjonalna ma także wspomnianą już wcześniej ciemniejszą stronę. Czyjeś cierpienie może być dla nas tak trudne do zniesienia, że może paraliżować także nas samych. Nadmierne wchłonięcie cudzej euforii czy bezrefleksyjne poddanie się fali optymizmu może prowadzić do podejmowania ryzykownych decyzji i zachowań. A sfrustrowany lider, nieświadomy swojej siły oddziaływania, może bezwiednie rozsiewać defetyzm i niepokój. Zaraźliwe negatywne nastroje mogą rozprzestrzeniać się na całą organizację tworząc toksyczne miejsce do pracy. W takiej sytuacji wszyscy marynują się we wspólnym sosie stresu i złej energii. Co ciekawe, jednostki o wrażliwszym autonomicznym układzie nerwowym, będą bardziej podatne na owo zarażanie się – ich układ nerwowy odczytując sygnały wysyłane przez mowę ciała czy ton głosu drugiej strony, będzie reagować większym pobudzeniem.

By dokładniej zobrazować, jak zarażanie stresem działać może na poziomie całej organizacji, warto przytoczyć jedno z badań, w którym poproszono zespół pielęgniarek o prowadzenie notatek dotyczących ich ogólnego nastroju, trudności, z jakimi się spotykają i ogólnej atmosfery w miejscu pracy. Z zapisków prowadzonych przez okres 3 tygodniu wynikało, że nastrój dowolnej pielęgniarki danego dnia można było z bardzo dużą dokładnością przewidzieć na podstawie notatek jej współpracownic, nawet w sytuacjach, gdy nastroje pozostałych pielęgniarek nie miały związku z pracą.  

Dodatkowo, w zawodach, które zajmują się szeroko pojętą służbą na rzecz innych, jak chociażby w opiece zdrowotnej, edukacji czy sektorze humanitarnym, często do czynienia mamy też ze zjawiskiem zmęczenia pomaganiem. Bez odpowiedniego przygotowania osobowościowego, nauki nieprzejmowania na siebie emocji innych, łatwo bowiem niczym gąbka wchłonąć smutek, rozpacz, gorycz czy frustrację swoich klientów, pacjentów i podopiecznych.

Wyższy poziom empatii

Aby skutecznie bronić się przed takim niekorzystnym wpływem emocjonalnej zaraźliwości, warto wznieść się piętro wyżej – na drugi, bardziej złożony poziom empatii, jaki opisuje de Waal czyli jej aspekt poznawczy. To dzięki niemu potrafimy dokonywać rozróżnienia między sobą a innymi. Współodczuwając zlewamy się niejako z drugim człowiekiem. A gdy nie ma granicy między „ty” a „ja”, nieświadomie sklejamy się z drugim i jego emocjami. Kiedy mamy dostęp do bardziej zaawansowanych zdolności poznawczych, które rozwijają się w późniejszym okresie życia, zamiast stapiać się z drugą osobą i jej doświadczeniem, możemy oddzielić się od niej, aby móc ją lepiej zrozumieć. Umiemy rozpoznać, że stan emocjonalny drugiej osoby, na przykład jej zestresowanie, nie jest naszym własnym. Umiejętność ta, zwana decentracją, pozwala nam postawić się w jej miejscu i przyjąć jej perspektywę. Potrafimy wtedy zajrzeć do cudzego świata, zobaczyć na chwilę, jak to jest być w nie swoich butach, ale w nich nie chodzić. Czy też by, tym razem nieco humorystycznie, pozostać przy użytej już metaforze palenia -– palić, ale się nie zaciągać, jak ponoć udawało się to różnym możnym tego świata.

Dopiero sprawne przemieszczanie się pomiędzy tymi dwoma poziomami, daje nam możliwość swobodnego wzniesienia na jeszcze wyższy pułap – podjęcie działań motywowanych współczuciem i chęcią niesienia pomocy. Jeśli zaś do tego dołożymy zaangażowanie najnowszych ewolucyjnie pięter naszego mózgu, umożliwiających myślenie analityczne, planowanie czy samokontrolę, da to początek dojrzałej empatii. Będziemy w stanie nie tylko adekwatnie reagować na emocjonalne przeżycia, ale też dawać wsparcie dostosowane zarówno do potrzeb danej osoby, jak i naszych własnych możliwości. Będziemy potrafić nie zarażać się cudzym stresem oraz być może także skutecznie pomóc innym łagodzić jego negatywne skutki.

Podsumowując, skuteczną profilaktykę i ochronę przez zarażaniem się cudzymi negatywnymi stanami emocjonalnymi stanowi rozwijanie inteligencji emocjonalnej i praca z własnymi emocjami. W parze z umiejętnością rozpoznawania i rezonowania z przeżyciami innych, powinno iść pogłębianie rozumienia siebie – nie tylko własnych uczuć i potrzeb, ale i dostępnych sposobów ich zaspokojenia. To prowadzi do bardziej świadomego podejmowania działań. Dojrzała empatia wyrasta bowiem jedynie na silnym fundamencie ugruntowanej samoświadomości.