Co to jest szczegółowość emocjonalna i jak uczynić z niej sprzymierzeńca w życiu zawodowym?

04.04.24
clock 6 min.
Joanna Dolińska Joanna Dolińska

Słowo „emocja” wywodzi się od łacińskiego czasownika movere czyli „poruszać” i przedrostka e-, który znaczy „ku czemuś”. Emocje to ważne impulsy skłaniające nas do działania. W ich ewolucyjnej architekturze podstawową funkcją emocji jest podtrzymanie naszego życia i zapewnienie nam bezpieczeństwa. Aby jednak prawidłowo odczytywać niesione przez nie informacje, potrzebna jest nam umiejętność ich precyzyjnego rozpoznawania i nazywania. Zdolność ta, zwana szczegółowością emocjonalną, to bardzo ważny element inteligencji emocjonalnej i przejaw uważności na siebie. 

W tym artykule:
  1. Słowa wielkiej wagi
  2. Emocjonalny analfabetyzm
  3. Nadaj jej imię to szybciej minie
  4. Aby język giętki powiedział to, co myśli głowa
  5. Szczegółowość emocjonalna - sprzymierzeniec w pracy

Słowa wielkiej wagi

Słowa mają wielką moc. Dzięki umiejętności ubrania jakiegoś doświadczenia w słowa, niejako uznajemy jego istnienie, przyjmujemy je jako własne, lepiej je rozumiemy, potrafimy zakategoryzować i przypisać mu odpowiednią wagę i znaczenie. Szczegółowość emocjonalna, zdolność do rozróżniania swoich emocji z uwzględnieniem ich rozmaitych odcieni i aspektów to ważny element ekspresji naszych przeżyć wewnętrznych.

Lisa Feldman-Barrett, profesorka psychologii Northeastern University oraz wykładowczyni w Harvard Medical School, osoby, które dysponują wieloma nazwami i pojęciami dla różnych emocji, nazywa, bardzo zresztą trafnie, „sommelierami emocji”. Potrafią oni sprawnie orientować się pomiędzy subtelnymi niuansami znaczeniowymi, na przykład między gniewem, irytacją, rozdrażnieniem, wrogością, wściekłością, frustracją, niezadowoleniem, zbulwersowaniem, podminowaniem a nadąsaniem czy zacietrzewieniem. Ludzie wykazujący się wysokim poziomem szczegółowości emocjonalnej mają bogatą siatkę pojęciową dotyczącą emocji. Dzięki temu mają lepiej wyposażoną skrzynkę z narzędziami przydatnymi do trafnego rozpoznawania stanów emocjonalnych u siebie, ale też i u innych, co z kolei jest jednym z ważnych elementów składowych empatii.  

Ponadto, jak wskazuje Feldman Barrett w swojej przełomowej publikacji „Jak powstają emocje. Sekretne życie mózgu”, nasze emocje nie stanowią jedynie naszych reakcji na świat, my zaś nie jesteśmy tylko pasywnymi odbiorcami bodźców sensorycznych. Wręcz przeciwnie, jesteśmy architektami naszych własnych emocji – dzięki pojęciom nasz mózg przypisuje znaczenie doznaniom, niejako aktywnie konstruując nasze emocje. Im bogatsza więc nasza siatka pojęciowa, tym trafniej jesteśmy w stanie przypisać owo znaczenie.

Aby zobrazować to zjawisko, posłużę się przykładem badania przytoczonym przez dr. Leona Windscheida w książce „Po co ci emocje. O przewadze płynącej z odczuwania”. Opisuje on eksperyment, w którym uczestnicy zostali postawieni przed wyzwaniem publicznego zaśpiewania wyznaczonej piosenki. Wiele_u z nas być może na samą myśl o takim zadaniu ma spocone dłonie, motyle w brzuchu, czy gęsią skórkę. Uczestnicy badania zostali podzieleni losowo na dwie grupy. Jedna z nich przypisywała swoje reakcje uczuciu lęku i miała za zadanie przed występem powtarzać sobie zdanie: „Boję się”. Druga zaś grupa nadała swoim reakcjom zgoła inne znaczenie – została poproszona o zinterpretowanie ich jako ekscytację i powtarzanie przed swoim występem: „Czuję podekscytowanie”. Już samo odmienne zaetykietowanie odczuwanych reakcji i odczuć dało drastycznie odmienne rezultaty. Grupa „podekscytowanych” wypadła w swoim zadaniu znacznie lepiej niż „przestraszonych”. Podobne wyniki otrzymano w badaniu przeprowadzonym wśród mówców.

To potwierdza stwierdzenie, które wysnuwa Feldman Barrett, a mianowicie, że „emocje nie są reakcjami na świat; są twoimi konstrukcjami świata.”

Emocjonalny analfabetyzm

„Ziarna emocji” potrzebne do rozwoju szczegółowości emocjonalnej zasiewane są w nas już w okresie niemowlęctwa, kiedy po raz pierwszy stykamy się ze słowami opisującymi różne emocje. Im więcej takich słów-ziaren poznamy, tym większa nasza „ziarnistość emocjonalna” w późniejszym życiu. 

Emocje to ważny sygnał dostarczający wiedzy na temat stopnia zaspokojenia naszych potrzeb i naszego ogólnego dobrostanu. To posłańcy informacji z naszego wnętrza. Zdarza się jednak, że zabijamy owych posłańców, zwłaszcza jeśli w procesie naszego wychowania zamiast „siać ziarno” emocjonalnej szczegółowości, nasi opiekunowie plewili naszą emocjonalność niczym niepotrzebny chwast. Część z nas bywała bowiem uczona niedowierzania własnym uczuciom czy też ich tłumienia – poprzez ich negowanie, umniejszanie czy zawstydzanie odzwierciedlone w przekazywanych w pokoleniowej sztafecie stwierdzeniach w stylu „Złość piękności szkodzi”, „Nie ma co płakać” czy „Nie przesadzaj, przecież wcale nie boli”. Nic więc dziwnego, że zdarza się, że jako dorośli miewamy trudności z ufaniem intuicji, własnym sygnałom z ciała i powiązanym z nimi uczuciom. Tracimy z nimi łączność, nie umiejąc ich usłyszeć ani wyrażać. Na szczęście nasza edukacja emocjonalna nie kończy się w dzieciństwie, a nauka i rozwój w tym zakresie trwają całe nasze życie.

Co więcej, dość powszechną przypadłość naszych czasów stanowi tzw. aleksytymia. Termin ten, ukuty w 1972 roku przez psychiatrę z Harvardu Petera Sifneosa, pochodzi on od greckiego a – brak oraz lexis – słowo i thymos – emocja. Dosłownie oznacza więc „brak słów dla emocji”. Polega na nieumiejętności uchwycenia i nazwania swoich stanów wewnętrznych. Szacuje się, że dotyczy ona ok. 10% światowej ludności. Aleksytymikom brakuje słów na określenie tego, co czują, przez co sprawiają oni wrażenie, jakby sami byli pozbawieni uczuć. Nie potrafią rozpoznać różnic między emocjami ani też oddzielić doznań somatycznych od doznań emocjonalnych. Mogą więc na poziomie fizycznym odczuwać skurcz w brzuchu, przyspieszone bicie serca i zwiększoną potliwość, nie umiejąc przypisać tych wrażeń żadnemu konkretnemu uczuciu, np. lękowi czy niepokojowi.  

Trudności z nazywaniem emocji to zatem nie brak erudycji czy językowe ubóstwo, a raczej specyficzna forma emocjonalnego analfabetyzmu. A to poprzez właściwe nazywanie własnych emocji zyskujemy tak cenny wgląd w nasze samopoczucie. Osoby, które nie potrafią jasno i precyzyjnie nazwać swoich uczuć zazwyczaj cieszą się gorszym zdrowiem psychicznym oraz niższym poziomem satysfakcji i jakości relacji z innymi – zarówno związków intymnych, jak i relacji zawodowych.

W dodatku, jeśli nie potrafimy prawidłowo rozpoznać i adekwatnie zaetykietować naszych uczuć, trudno nam rozpoznać własne potrzeby, a w konsekwencji także wybrać stosowne do danej sytuacji działanie. Trudno nam też wtedy poprosić o pomoc – nie wiemy bowiem, w czym konkretnie potrzebujemy wsparcia. 

Nadaj jej imię to szybciej minie

Psychologowie wskazują, że szczegółowe i precyzyjne nazywanie emocji stanowi ważny element samoregulacji. Co więcej, intensywne odczucia mijają szybciej, kiedy nadamy im odpowiednią nazwę. Proste nazywanie tego, co w nas aktualnie żywe czy trudne, jak np. „To uczucie to lęk”, „Doświadczam właśnie wstydu” zmniejsza jego siłę oddziaływania. Dzięki trafnemu rozpoznaniu swojego stanu emocjonalnego możemy podjąć odpowiednie działanie, ale także skontaktować się z tzw. racjonalną częścią naszego mózgu – najnowszą ewolucyjnie korą nową, odpowiedzialną za logiczne myślenie, język właśnie, empatię, współczucie. Dzięki temu nie ulegamy tzw. emocjonalnemu porwaniu i możemy świadomie wybierać naszą reakcję korzystając ze wszystkich swoich zasobów. Owa inteligencja intrapersonalna, umiejętność wglądu skierowanego do wewnątrz, jest ważnym składnikiem samokontroli emocjonalnej, dającej nam większą swobodę działania nawet w wymagających okolicznościach. Jak przekonuje Daniel Goleman, znany na całym świecie psycholog i autor bestsellerowej „Inteligencji emocjonalnej”, uświadamianie sobie zarówno swojego nastroju w chwili, gdy nas ogarnia, jak i myśli o owym nastroju, czyli samoświadomość, jest właśnie kluczową kompetencją potrzebną do rozwoju inteligencji emocjonalnej. Goleman wskazuje, że osoby świadome swoich uczuć cieszą się lepszym zdrowiem psychicznym i mają z reguły optymistyczne nastawienie do życia. Szybciej też otrząsają się po trudnych doświadczeniach.

Aby język giętki powiedział to, co myśli głowa

Istnieją dość spore różnice międzykulturowe w sposobie kategoryzowania i nazywania emocji. Niektóre słowa opisujące daną emocję są nieprzetłumaczalne na inne języki. Jednakże kiedy nasza siatka pojęciowa dla emocji jest dobrze utkana, nie jest konieczne, by znać dokładne precyzyjne słowo opisujące jakąś emocję, by móc „skonstruować przypadek emocji” w mózgu. Świetnym przykładem pokazującym to zjawisko jest chociażby duńskie hygge, które jest konceptem oznaczającym komfort, wewnętrzną równowagę, przytulność, bezpieczeństwo i wszedł do powszechnego użytku w swojej oryginalnej wersji właśnie ze względu na trudność w przekładzie. A jednocześnie mimo że hygge nie ma swojego dokładnego odpowiednika w języku polskim, doskonale wiemy, bo CZUJEMY, na czym polega. Podobnie ma się sprawa z portugalskim saudade. To znana wielu z nas nostalgia, melancholia, tęsknota za tym, co było i już nigdy nie wróci. Specyficzna słodko-gorzka mieszanka smutku i wzruszenia. Jest też niemieckie schadenfreude czyli radość odczuwana z powodu czyjegoś nieszczęścia. Mimo, że słowo to nie ma odpowiednika w języku polskim, to założę się, że nie ma w naszym kraju nikogo, kto nigdy nie odczuwał schadenfreude, choćby tylko z powodu czyjegoś poślizgnięcia się na skórce od banana. W końcu, jest też moje ulubione, używane w języku tagalskim na Filipinach, gigil opisujące nieposkromioną chęć uszczypnięcia kogoś z miłości i uwielbienia. Któż nigdy nie odczuwał takiej pokusy na widok pulchnego bobasa?

Owe przykłady pokazują, że mając rozwiniętą szczegółowość emocjonalną można odczuwać i postrzegać pewne emocje nawet, jeśli nie dysponuje się w danym języku precyzyjnym i adekwatnym słowem, by je opisać. Choć bez wątpienia jest to bardzo pomocne, nie zawsze język giętki musi powiedzieć to, co pomyśli głowa i poczuje ciało. Nie musimy bowiem znać słowa na opisanie danego uczucia, aby móc je zrozumieć. 

Szczegółowość emocjonalna - sprzymierzeniec w pracy

Jak zatem rozwijanie szczegółowości emocjonalnej może wspierać nas w naszej rzeczywistości zawodowej?

Po pierwsze, może stać się ważnym elementem radzenia sobie z trudnymi emocjami. Poprzez większą samoświadomość i nazywanie stanów emocjonalnych („To, co właśnie odczuwam to …”) możemy zwiększać samokontrolę i budować większą odporność na stres.

Po drugie, może wpływać na samomotywację. Dzięki pełniejszemu zrozumieniu tego, co przeżywamy, bez nadmiernych uproszczeń, ale też bez rozdmuchiwania własnego doświadczenia, potrafimy świadomie kierować swoimi emocjami. Dzięki temu czerpiemy ze swojej pracy więcej satysfakcji i mamy większą motywację, by koncentrować się na wyznaczonym celu zamiast nieustannie walczyć z nieprzyjemnymi uczuciami.

Wreszcie, szczegółowość emocjonalna to także ważny czynnik usprawniający współpracę. Dzięki poprawnemu rozpoznawaniu i adekwatnemu reagowaniu na stany emocjonalne innych, potrafimy lepiej się komunikować, rozwiązywać konflikty i budować bardziej jakościowe relacje.